Rok po inwazji, wciąż cierpimy na krótkowzroczność
Wojna Rosji z Ukrainą trwa od ośmiu lat, jednak nawet ubiegłoroczna eskalacja w postaci kinetycznej inwazji Putina nie zmieniła gradacji wartości w Polsce. Za brak tych zmian możemy słono zapłacić.
Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku!
Wysyłam ten newsletter dzień przed tym, jak równo rok minie od pełnej, kinetycznej inwazji prezydenta Władimira Putina na Ukrainę (24 lutego 2022 r.). Wielu mówi, że to “rok trwania wojny”. Nie, wojna trwa już osiem lat. Zaczęła się w 2014 r., choć wówczas była od nas daleko i może dlatego właśnie większość ma taką perspektywę.
To wydanie TECHSPRESSO jest wydaniem otwartym - tak, by mogli przeczytać je wszyscy, nie tylko zaś osoby wspierające mnie na Patronite (za co dziękuję i do czego zachęcam - bo dzięki temu mogę w swoich projektach być niezależna i je rozwijać, mając nadzieję, że dziennikarstwo bez zależności od polityki i wielkich korporacji ma sens).
Otwarte są również wszystkie poprzednie wydania na temat wojny: to o tym, dlaczego Putin dążył do inwazji i eskalacji, to o dezinformacji, a także o zmęczeniu emocjonalnym, jakie przyniosły napływające z Ukrainy informacje o wojnie.
Rok po inwazji Putina na Ukrainę, Polsce i Polakom wciąż doskwiera przypadłość, za której ignorowanie możemy zapłacić bardzo dużo - to krótkowzroczność.
Oczywistym jest, że jako kraj przyfrontowy, Polska wzięła na siebie ogromny ciężar pierwszej pomocy uchodźcom i uchodźczyniom napływającym zza wschodniej granicy już od pierwszego dnia po inwazji; oczywistym jest też fakt, że dla polskich polityków ta rola, w której znalazła się RP, jest złotym prezentem od losu, jakkolwiek cynicznie to brzmi. Pomoc, realizowana przede wszystkim rękami społeczeństwa, które nie mogło liczyć przez wiele tygodni na wsparcie rządzących, jest dla tych ostatnich powodem do dumy - na arenie międzynarodowej możemy przedstawiać się jako Chrystus Narodów, strażnik wschodniej granicy cywilizowanego, zachodniego świata, który przyjmuje do siebie uciekających przed rosyjskim agresorem.
Polska w dużej mierze stała się ambasadorem ukraińskiej sprawy - i dobrze. Przy znaczącym udziale polskich zabiegów - w końcu jesteśmy krajem tranzytowym - do Ukrainy płyną niezbędne jej do dalszej walki o swoją wolność i autonomię zasoby.
Rok po inwazji widać jednak wyraźnie, jak wiele sukcesów Moskwa odnosi w naszym kraju, skutecznie dzieląc Polaków, manipulując opinią publiczną i rozciągając swoje wpływy na wszystkich szczeblach politycznej hierarchii.
Według raportu Warsaw Enterprise Institute z października 2022 roku, aż 34 proc. Polaków jest podatnych na propagandę Putina.
35 proc. respondentów zdecydowanie zgadza się lub raczej się zgadza, że uchodźcy z Ukrainy to tak naprawdę migranci ekonomiczni. Aż 60 proc. ankietowanych twierdzi, że Polski nie stać na uchodźców. Po 30 proc. osób biorących udział w badaniu WEI twierdzi, że nie powinniśmy angażować się w dostarczanie Ukrainie broni, bo to podpada pod udział w konflikcie, z którym nie mamy żadnego związku, a także że powinno się promować pokój za wszelką cenę, nawet jeśli to oznacza ustępstwa terytorialne Ukrainy na rzecz Rosji.
To oczywiście tylko niektóre tezy kremlowskiej propagandy, które - jak widać - całkiem skutecznie oddziałują w naszym kraju pojawiając się przeważnie w alternatywnych prawicowych mediach i na kontach związanego z nimi komentariatu, jak i w głosach niektórych polityków strony (pseudo)konserwatywnej.
Aktywność Moskwy uwidacznia się mocno w bieżącej polityce, w której od wielu miesięcy promowane są silne narracje antyunijne i zachęcające do “twardego stanowiska” wobec Unii Europejskiej, a nawet opuszczenia jej, tak jak to zrobiła Wielka Brytania.
Choć o wyjściu z Unii otwartym tekstem nie mówią politycy jednej z partii Zjednoczonej Prawicy, robią to jej wyborcy - wystarczy włączyć “Rozmowy niedokończone” w Radiu Maryja i posłuchać słynnego vox populi w sekcji telefonów od słuchaczy i słuchaczek.
Wśród zwolenników wyjścia z Unii zadziwiająco dobrze mają się również inne narracje prosto z Kremla - te nastawione na podsycanie konfliktu wewnętrznego w polskim społeczeństwie, w którym dodatkowo pojawili się przybysze z Ukrainy.
Rosja dobrze wie, że Polak znacznie bardziej ufa szwagrowi, niż mediom - dlatego celuje w tym wypadku w tezy, które brzmią wiarygodnie z ust znajomych, rodziny i osób, które można spotkać w mediach społecznościowych, na grupach dyskusyjnych czy w komentarzach pod artykułami medialnymi.
Jakie to tezy?
Polska buduje federację z Ukrainą i wkrótce staną się jednym państwem
Polska jest ukrainizowana (o czym ma świadczyć obecność języka ukraińskiego w przestrzeni publicznej, lub ukraińskich flag obok polskich)
Ukrainki rozbijają polskie małżeństwa i “odbijają” Polkom mężczyzn
Ukraińcy mają w naszym kraju dużo łatwiej i nie muszą się o nic starać, bo wszystko im oddaje państwo polskie
Ukraińcy za chwilę zdominują polski rynek, bo zabierają Polakom pracę i zakładają w Polsce firmy wypierając tym Polaków z rynku
Oczywiście - znów, to tylko niektóre z pojawiających się motywów propagandowych wspieranych przez prokremlowskie podmioty w Polsce. Jest ich dużo więcej, wszystkie skupiają się na jednym: podsycaniu niechęci Polaków do Ukraińców, podkreślaniu tego, że w Polsce jest źle a dzięki uchodźcom jest jeszcze gorzej, wskazywaniu, iż to oni są przyczynami kryzysów społecznych, gospodarczych i np. problemów w edukacji czy ochronie zdrowia.
W czasie, kiedy szaleje inflacja, drastycznie rosną raty posiadanych przez wielu kredytów mieszkaniowych i maleją perspektywy na to, że Polska wróci po wyborach na ścieżkę kursu prozachodniego (nie czarujmy się, naprawdę), narracje te padają na podatny grunt.
Obecna w wielu z nas frustracja codziennością, własnymi problemami i niepokój, który budzą kryzys gospodarczy jak i trwająca za naszą wschodnią granicą wojna, nie powinny nam jednak zamykać oczu na znacznie większe ryzyko, jakim jest perspektywa posiadania liczącej ponad 1100 km granicy z Rosją (przy założeniu, że Rosja wchłonie Białoruś i zaanektuje całość terytorium Ukrainy).
Zmęczenie tematem wojny i wspomnianymi wcześniej życiowymi trudnościami nie powinny nam też odbierać jeszcze jednej perspektywy - bezpieczeństwo Polski leży w uczestnictwie w strukturach NATO i Unii Europejskiej.
Nie bądźcie krótkowzroczni i nie dajcie się nabrać na propagandowe materiały o zmuszaniu do jedzenia robaków, zakazie korzystania z samochodów i rozbijaniu tradycyjnej rodziny. Jeśli chcecie dowiedzieć się, skąd pochodzą te tezy, wysłuchajcie wtorkowego przemówienia Putina. Tam i tylko tam jest ich źródło. Niestety, wciąż promieniujące swoją mocą bardzo silnie, również (a może zwłaszcza) - na Polskę.
Do przeczytania następnym razem;
Gosia Fraser