Prywatność cyfrowa a prawa reprodukcyjne
W USA piekło kobiet staje się faktem - 13 stanów może wprowadzić całkowity zakaz aborcji. Jak do walki o prawo do decydowania o własnym ciele ma się dziś kwestia cyfrowej prywatności?
Przeczuwałaś, że ten wymuszony stosunek w przyziemiu hotelu, gdzie pojechaliście całą ekipą na wyjazd integracyjny, skończy się dla ciebie źle. Uległaś, bo się bałaś. Jeszcze nie masz odwagi nazwać tego gwałtem, więc mówisz sobie, że uległaś. Uległaś, bo był po alkoholu. Uległaś, bo łudziłaś się, że dzięki temu będziecie mogli w kolejny poniedziałek przejść do porządku dziennego we wspólnej przestrzeni biura, gdzie znów się spotkacie - ty i on, szanowany analityk, w idealnie odprasowanej przez żonę białej koszuli (w biurku ma jeszcze trzy fabrycznie nowe, na wszelki wypadek). Jesteś w ciąży, a w twoim kraju aborcja jest ściśle penalizowana.
Albo:
Po kolejnej awanturze, w której kłócicie się o pieniądze i o to, że nie ma wspólnej przyszłości, zostajesz siłą zaciągnięta do łóżka, bo przecież masz zachowywać się jak żona, masz obowiązki. Skoro zarabiasz mniej, to oczywiste, że musisz się zgodzić. Zresztą, nikt nie pyta o zgodę na wzięcie tego, co mu się należy. Jesteś w ciąży i właśnie na to nadzieję miał on - żyjący w wiecznym poczuciu zagrożenia, że się wybijesz, że go przeskoczysz, że osiągniesz więcej. Ta ciąża to twój gwóźdź do trumny - przecież nie zrobisz aborcji, bo w twoim kraju aborcja jest ściśle penalizowana.
***
To tylko dwa modele sytuacji - wcale nie najbardziej tragiczne - opisujące dramat osób, które mogą znaleźć się w podbramkowej sytuacji zachodząc w ciążę, której nie chcą lub nie mogą doprowadzić do oczekiwanego społecznie końca. Niezależnie od tego, jakie masz poglądy na temat tego, czy aborcja jest dopuszczalna, słuszna, czy nie - proszę, przeczytaj do końca ten newsletter. On nie dotyczy wyłącznie kwestii praw reprodukcyjnych, ale i granic kontroli, którą państwo może rozciągać nad połową społeczeństwa.
Biopolityka i biowładza
Pojęcie biopolityki ma za sobą historię, która liczy sobie dobrze ponad sto lat. W drugiej połowie XIX wieku filozofowie polityki zajmowali się tzw. “filozofią życia”, dzięki której dziś żyjemy w świecie, w którym życie - w sensie ontologicznym - ma etycznie największą wartość i jest wyniesione do rangi świętości, gdy myślimy w kategoriach religijnych.
Za sprawą (ot, paradoks!) Arthura Schopenhauera i Friedricha Nietzschego, życie stało się punktem odniesienia do wartościowania wszystkich innych rzeczy, a także normatywnym kryterium oceny tego, czy coś jest etyczne (pozwala na jego przetrwanie) lub nie (pozwala na jego przerwanie).
Pierwszym autorem, który użył pojęcia “biopolityki” świadomie, był szwedzki politolog Rudolf Kjellen, którego przewodnią myślą była afirmacja państwa narodowego wyrażającego indywidualność etniczną, jednocześnie stanowiącego oddzielną formę życia. [Thomas Lemke, “Biopolityka”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2010]
Stąd było już bardzo niedaleko do znanych nam wszystkim z historii metafor często wykorzystywanych w III Rzeszy, która chętnie w swojej propagandzie wykorzystywała frazy takie, jak “zdrowe ciało narodu”. Wszyscy też znamy historię Lebensbornów, specjalnych ośrodków dla kobiet, które miały dostarczać państwu Hitlera zdrowych, aryjskich chłopców - przyszłych żołnierzy walczących o przetrwanie idei Wodza.
Tak, biopolityka od dawna chce kształtować oprócz kwestii zarządzania zdrowiem publicznym, również kwestie naszych sumień. Spory dotyczące bioetyki, dopuszczalnego stopnia kontroli jednostki nad jej własnym ciałem, w czasach nowożytnych przestały być kwestią indywidualną. A może nigdy nie były?
Dowodzi tego w swojej “Historii seksualności” Michel Foucault, który - obok pojęcia biopolityki - ukuł drugie znakomicie odpowiadające naszemu tematowi słowo: biowładza.
Biowładza to w skrócie sposób, w jaki państwo sprawuje władzę nad życiem obywateli w jego biologicznych aspektach, decydując m.in. o tym, czy mamy prawo korzystać z antykoncepcji, dokonywać zabiegu aborcji, wazektomii i podwiązania jajowodów.
Władza państwa nad życiem pojedynczego człowieka jak i całej populacji wcześniej opierała się na zdolności zabijania, mówi Foucault - dziś to zdolność do decydowania o jego jakości, długości, o tym, jak będzie zorganizowane (dobrym przykładem może być polityka dotycząca rozrodczości w Chinach).
Spór o aborcję - współczesny przejaw biowładzy
Toczący się od wielu lat i nie tylko w Polsce spór o dopuszczalność przerywania ciąży jest kwintesencją biowładzy Foucaulta.
Kontrola nad tym, czy i kiedy rodzimy, ile rodzimy i w jakich warunkach rodzimy, to wyraz absolutnej tyranii państwa względem życia kobiety. To biowładza w nagiej, prymitywnej formie, podlana ideologicznym sosem, zorientowana na wrycie się w funkcjonujący w każdym społeczeństwie ludowy system etyczny.
Dyskusja na temat aborcji powróciła, tym razem nie w naszym kraju, za sprawą zniesienia przez sąd najwyższy w USA obowiązującego od dziesięcioleci na poziomie federalnym precedensu w sprawie Roe vs. Wade, dzięki któremu w każdym stanie można było skorzystać z prawa do decydowania o tym, co się dalej stanie z naszym ciałem i przerwania niechcianej ciąży.
Pierwszym stanem, który zakazał w związku z tym orzeczeniem aborcji, był Teksas. W jego ślady szybko poszły Idaho i Oklahoma, a wkrótce decyzja o wprowadzeniu całkowitego zakazu i penalizacji aborcji, jak i pomocy w jej udzielaniu, może zapaść w dziesięciu innych stanach USA.
Tak, oczywiście, co bardziej zamożne kobiety sobie poradzą - po prostu pojadą zrobić aborcję do innego stanu. Orzeczeniu ws. Roe vs. Wade towarzyszy jednak jeszcze inna kontrowersja, która dotyczy wszystkich kobiet w kontekście ich praw reprodukcyjnych - niezależnie od statusu majątkowego i innych kwestii.
Dane reprodukcyjne - kolejny horyzont ryzyka
Amerykańskie media obiegła na dniach informacja, że jedna z firm infobrokerskich sprzedawała dane pacjentek odwiedzających kliniki aborcyjne organizacji Planned Parenthood działającej w USA w cenie 160 dolarów za pakiet. Ze zbioru danych, który - swoją drogą - pozwalał na relatywnie łatwą deanonimizację konkretnych kobiet - można było dowiedzieć się, skąd przyjeżdżały poszczególne osoby, a także dokąd udawały się po wizycie w klinice.
W zestawieniu z danymi z innych źródeł - np. z sieci społecznościowych czy od operatorów telefonii komórkowej - dane, które oferował ten infobroker pozwalały dokładnie zmapować osoby poszukujące możliwości skorzystania z prawa do przeprowadzenia aborcji i dowiedzieć się o nich znacznie więcej, niż mówi sama surówka z GPS-a w telefonie.
Skąd pochodziły dane? Z aplikacji mobilnych, m.in. do sprawdzania pogody, do modlitwy. Tak, to, że nie czytamy regulaminów i polityk prywatności, to fakt. Nie, nie ganię za to użytkowników, którzy nie mają siły przebijać się przez wielostronicową i napisaną topornym językiem dokumentację - ale ostatecznie doczytanie tego, co dzieje się z naszymi danymi, to nasza odpowiedzialność i jeśli zgadzamy się na dokonywanie z ich wykorzystaniem nadużyć, to jest to tylko i wyłącznie nasz wybór. Dodam, dla jasności, oczywiście, działanie tego rodzaju firm jest nieetyczne, ale to nie jest jedyna nieetyczna rzecz na tym świecie, który tak właśnie działa i na braku etyki przede wszystkim niestety się opiera.
Znajdujemy się więc w sytuacji, w której dane z naszego smartfona mogą powiedzieć każdemu, kto chce uzyskać taką informację, że 1) jesteśmy w ciąży, 2) poszukujemy możliwości przeprowadzenia aborcji 3) miałyśmy aborcję. Aktywność w aplikacjach, historia przeglądanych stron, zapisane w naszej przeglądarce pliki cookies, interakcje w mediach społecznościowych - to wszystko są słabe punkty naszej drogi do skorzystania z przysługującego nam prawa do decydowania o swoim ciele, gdy znajdujemy się w sytuacji, gdy aktualna jurysdykcja naszego pobytu nam tego zabrania.
Jak skutecznie ochronić prawo do wolności wyboru?
Szukając aborcji, nie korzystaj ze swojego głównego telefonu. Kup aparat, który będzie służył wyłącznie do załatwienia tej sprawy. Nie loguj się tam na swoich prywatnych kontach w mediach społecznościowych. Nie przeglądaj na nim niepotrzebnych stron. Ten telefon służy wyłącznie do jednego celu - pamiętaj o tym.
Oddziel swoje codzienne życie cyfrowe od sprawy aborcji. Zacznij korzystać z różnych przeglądarek do różnych celów. Jeśli chcesz bardziej pewnie poruszać się online, rozważ skorzystanie z przeglądarki TOR, spróbuj także DuckDuckGo i Brave. Nigdy nie używaj kilkukrotnie tego samego hasła. Nigdy nie loguj się do żadnych usług cyfrowych przez Facebooka i inne media społecznościowe. Gdzie możesz, nie podawaj prawdziwych danych osobowych i minimalizuj podawanie danych wyłącznie do tych, które są konieczne do wykonania świadczenia. Korzystaj z wielu różnych adresów e-mail do różnych rzeczy.
Korzystaj z usług VPN - wirtualnej sieci prywatnej, która pozwoli zamaskować Twój ruch w internecie przed wścibskim okiem. Godną polecenia usługą jest ta oferowana przez F-Secure (Freedome). Nie polecam jej w związku z jakąkolwiek afiliacją - po prostu cenię ten produkt i uważam go za godny zaufania.
Zainstaluj wtyczki chroniące prywatność. Skrypty śledzące w internecie są dla ciebie zagrożeniem, podobnie jak możliwość łączenia przez podmioty gromadzące dane informacji o tobie z różnych źródeł - np. różnych odwiedzanych stron internetowych, a także danych wymienianych podczas korzystania z różnych urządzeń (pomiędzy telefonem, laptopem czy np. tabletem). Z pomocą przyjdą Ci rozszerzenia do przeglądarek takie, jak Privacy Badger czy NoScript.
Wyłącz usługi geolokalizacji w swoim smartfonie. Dlaczego - chyba nie muszę tłumaczyć.
Wyłącz unikalne ID reklamowe, które gromadzi o tobie dane na poziomie systemu operacyjnego. Opcję tę znajdziesz w ustawieniach systemowych swojego telefonu. Jej wyłączenie sprawia, że o wiele trudniej cię profilować i zestawiać dane z różnych źródeł. Nie wiesz, jak to zrobić? Napisz do mnie.
Uważaj, komu powierzasz swoje tajemnice. Źle ulokowane zaufanie w obecnych niepewnych czasach może kosztować cię życie - dosłownie i w przenośni.
Potrzebujesz aborcji? Zapisz ten numer: + 48 22 29 22 597
***
Dziękuję Wam za tolerancję dla mojego ponad półtora miesiąca milczenia. Dziękuję, że wciąż, pomimo tej przerwy, wspieracie finansowo moją działalność i spełniacie moje marzenie o niezależności i wolności. Wreszcie - dziękuję za wszystkie rozmowy, wiadomości, wyrazy wsparcia. Wróciłam do Was na dobre.
Do przeczytania kolejnym razem!
Gosia Fraser